O godzinie 17.00 rozpoczęliśmy w naszym kościele nabożeństwo Drogi Krzyżowej, a po nim nastąpiła Liturgia Męki Pańskiej, w czasie której oddaliśmy cześć Krzyżowi nie jak zwykle poprzez ucałowanie, ale poprzez przyklęknięcie i ukłon.
W trakcie odczytywanego dziś fragmentu Ewangelii według św. Jana usłyszeliśmy słowa – „A On sam, dźwigając krzyż, wyszedł na miejsce zwane Miejscem Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota.” I możemy dziwić się temu sformułowaniu – „On sam”. Przecież doskonale wiemy, że Chrystus nie był sam. Towarzyszyło Mu wiele osób – byli żołnierze, byli jego oskarżyciele, były płaczące niewiasty, byli przypadkowi przechodnie, był Szymon Cyrenejczyk i była też Jego Matka i apostoł Jan. To słowo – „sam” można rozpatrywać w szerszym kontekście. Jezus sam musiał ponieść na Golgotę wszystkie nasze grzechy. Ci wszyscy ludzie, którzy mu towarzyszyli – mniej lub bardziej życzliwi, nie byli jednak w stanie wejść w tę Jego samotność i zastąpić Go w wypełnieniu woli Ojca.
W tym specyficznym czasie który przeżywamy może łatwiej nam sobie tę samotność Boga uzmysłowić. Będąc w domu czujemy się osamotnieni, będąc w kościele – w jakiś sposób także, bo brakuje nam tego widocznego znaku wspólnoty. Może ta sytuacja jest dla nas niepowtarzalną szansą na to, żeby swoją samotność złączyć z samotnością Boga. Nasze tęskniące za żywym Bogiem serca mogą być jakimś ukojeniem tej Bożej samotności. A jeśli my tęsknimy, to o wiele bardziej tęskni za nami Bóg. On stworzył nas i powołał dla miłości, która jest relacją. Idący na Golgotę Chrystus jest samotny z braku naszej miłości, której na co dzień tak często Mu nie okazujemy.
foto: Ewa Klimczyk
Czytaj więcej...